Wednesday, September 30, 2009

Niebieskie hafty


Kiedyś wspomniałam o moich niebieskich haftach. A oto i one :) Niestety jeszcze bez oprawy. Właśnie poszukuję czegoś odpowiedniego. Ostatnio o mało ich nawet nie oprawiłam, ale akurat byłam w sklepie z moją drugą połową, która zaczęła się w pewnym momencie niecierpliwić. Stwierdziłam zatem, że nie jest to dobry moment na decyzję dotyczącą oprawy, bo nie chciałam jej podejmować w pośpiechu. Więc obrazki nadal czekają na swój czas. Najchętniej widziałabym je w białej ramce z przetarciami.
A może wiecie gdzie można taką w Poznaniu znaleźć?

Monday, September 28, 2009

Zakupy przez Internet

Spędziłam cudowny weekend w Poznaniu i tak strasznie nie chciało mi się wyjeżdżać. Ale cóż, obowiązki wzywają.
Jak zwykle zaplanowałam w tym czasie odbiór różnego rodzaju paczek i paczuszek zamówionych na Allegro. W końcu otworzyłam też przesyłkę, która dotarła już dużo wcześniej, ale od jakiegoś czasu leżała w piwnicy. Kryła ona stare lustro odnowione metodą shabby chic. Niestety mocno się zawiodłam. Lustro było w średnim stanie i bardzo niechlujnie "odnowione". W żaden sposób nie przystawało też do ceny, którą za nie zapłaciłam i to najbardziej mnie zdenerwowało. Nie jest to niestety pierwszy raz, kiedy zawodzę się na zakupie mebli shabby chic przez Internet. Ostatnio przez Allegro trafiła też do mnie mała szafeczka. Wyglądała całkiem ok, ale po bliższym przyjrzeniu okazało się, że wnętrze zostało odnowione z małą starannością. Nie mówiąc już o spodzie szafki brudnej i spowitej w pajęczynach. Powinnam jeszcze dodać, że szafka nie za ciekawie pachnie. Na razie zniechęciłam się więc do meblowych zakupów internetowych.
A oto inny mebel zakupiony na Allegro. Ten akurat został odnowiony z większą starannością. Tylko w żaden sposób nie udaje mi się pozbyć z jego środka zapachu starości.



W przypadku lustra czeka mnie więc odnawianie, bo w obecnym stanie nie da się go w żaden sposób wykorzystać.
Jestem ciekawa czy istnieje sposób na to, by poznać które meble warto kupić na Allegro. Te oznaczone "shabby chic" zdecydowanie nie należą do najtańszych i jak doświadczenie pokazało ich cena niekoniecznie odpowiada jakości.

Tuesday, September 22, 2009

Skończyłam :)

Wczoraj wieczorem udało mi się skończyć serduszko. A tak prezentuje się w całej swojej okazałości.Teraz trzeba pomyśleć co z serduszkiem zrobić :)



Zrobiłam jeszcze zdjęcie na tle tablicy, którą dziś w końcu udało mi się odebrać. Kurier zostawił ją w sklepie na dole, który zawsze jest zamknięty. Przez tydzień zastanawiałam się co z tym fantem zrobić, ale sprawa w końcu sama się rozwiązała. Dzisiaj jakimś cudem sklep wcześniej otworzyli. Oczywiście od razu pobiegłam do domu i rozpakowałam paczkę. Trochę się rozczarowałam, bo przysłali mi nie tą tablicę, którą zamawiałam. Miała być mniejsza, a wypełnienie w beżową krateczkę, a ta która przyszła ma materiał w kwiatki. Ach, niech już tak zostanie. Strasznie długo się już na nią naczekałam. Dwa razy przesyłali mi list z przeprosinami ze dostawa się opóźni. Więc miałam już tej firmy trochę dość.
A tak prezentuje się tablica.





Najchętniej powiesiłabym ją nad biurkiem. Ale w kontrakcie wynajmu mieszkania mam zabronione przewieszanie istniejących obrazów, nie mówiąc już o wieszaniu nowych czy wręcz wierceniu dziury. Generalnie tablica ma mi służyć jako "przypominajka". I oczywiście na zapiski myśli, które ulatują, gdy się ich natychmiast nie uchwyci na papierze.
Złożyłam dzisiaj zamówienie na nowe muliny i materiały :) W końcu się za to zabrałam! To chyba nie tylko zasługa pięknych blogów, które śledzę, ale również "mądrej" książki o nieodkładaniu spraw na później, którą właśnie czytam. Chyba działa!

Monday, September 21, 2009

Haftowanie

Oglądam haftowane, dziergane, filcowane piękności na waszych blogach i aż same ręce rwą się, by coś stworzyć. Jakiś czas temu zaczęłam haftować obrus z wzorem cebulowym, ale potem prace musiałam zarzucić, bo zabrakło mi muliny. Do pasmanterii jakoś ciężko było mi dotrzeć i tak obrus leży już odłogiem od dłuższego czasu.





Na razie daleko mu do stanu docelowego, ale obiecałam sobie, że w ten weekend w końcu kupię mulinę i będę mogła skończyć haftowanie.
Zaczęłam przeglądać gazety o haftowaniu planując co tu zmajstrować i natrafiłam na takie oto serce. Oryginalnie było haftowane odcieniem czerwonego, ale że akurat tego koloru nie miałam w kuferku, postawiłam na niebieski. Zresztą czerwony i tak by mi do niczego nie pasował. Wczoraj udało mi się wyhaftować połowę.



A teraz zmykam, żeby serce dokończyć :) Jak mi się uda, to jutro pokażę efekt końcowy. A jak jeszcze dalej będzie mi tak wszystko sprawnie szło, to w weekend serduszko oprawię. Choć najchętniej obszyłabym je najpierw materiałem w niebieską kratkę, a dopiero później coś z nim zrobiła.

Sunday, September 20, 2009

Goście

Ten weekend był wyjątkowy za sprawą szczególnych gości. Odwiedziła mnie para znajomych, których poznałam 7 lat temu podczas studiów w ramach jakże popularnego Erasmusa. Wtedy jeszcze nie byli parą, ale gdyby nie ten program nie mieliby możliwości się poznać. Od 4 lat są małżeństwem i aż z przyjemnością patrzy się na ich szczęście. Pomimo tylu lat razem wyglądają jak para dopiero zakochanych.
Po szczodrym śniadaniu ruszyliśmy "na miasto", ale dość szybko przenieśliśmy się na obrzeża miasta, gdy tłumy w centrum skutecznie nas odstraszyły.
Takimi oto widoczkami się delektowaliśmy:



Strasznie spodobała mi się kolorystyka fasady tego domu - połączenie szarych niebieskości z bielą. Nie mówiąc już o drzwiach do domu, które są przepiękne.



Mam niestety brzydki zwyczaj zaglądania ludziom w okna. Ale jak tu nie zaglądać, jak ludzie takie piękności w oknach stawiają. Okno samo aż się prosi, by w niej spojrzeć. W tym odkryłam proste, ale jakże pięknie zdobiące okno lampy z abażurkiem w czarne pasy. W rzeczywistości prezentowały się zdecydowanie lepiej i zdjęcie nie oddaje w pełni ich urody. Fotograf ze mnie niestety kiepski.



Po całkiem długim spacerze w końcu daliśmy odpocząć naszym strudzonym nogom i wpadliśmy na kawę do przeuroczej kawiarenki. Na kawie niestety się nie skończyło...





Goście już pojechali i jakoś pusto się zrobiło. Właśnie wyciągnęłam jednak moje gazety "o haftowaniu" i planuję co wyjdzie w następnej kolejności spod igły. Za tydzień jadę do domu, więc zaopatrzę się w muliny. Zaś efekty mojej pracy wkrótce pokażę na blogu :)
Wszystkim życzę miłego weekendu :)

Thursday, September 17, 2009

Dom

Jakoś mi się dziś strasznie za domem zatęskniło. Generalnie tęsknię cały czas, ale dzisiaj jakoś szczególnie. I w ogóle jakaś chandra mnie dopadła. W sumie nie pada, nie jest jakoś szczególnie zimno. Ale jakoś tak mnie przygnębiło.
Przeglądam zatem zdjęcia domku, do którego tak tęsknię. Nie mam czasu go urządzać, jest jeszcze pustawy, ale i tak kochany.
Wspominam sobie...





Tuesday, September 15, 2009

Rower

Rower zawsze kojarzył mi się ze sprzętem czysto rekreacyjnym. Dopiero na studiach w Danii przekonałam się, jak wspaniale może służyć jako środek transportu w mieście. Trochę to trwało zanim zdecydowałam się na przesiadkę z autobusu na rower, ale jak już zaczęłam pedałować i przekonałam się jak dużo niezależności daje mi rower, nawet ulewny deszcz nie był w stanie odstraszyć mnie od przemieszczania się na dwóch kółkach.
W Polsce nie odważyłam się używać roweru jako środka transportu, gdyż uznałam to za posunięcie zbyt ryzykowne. Tutaj pieszy ma dla siebie chodnik, kierowca ulicę, a rowerzysta nie ma się gdzie podziać i nigdzie nie jest mile widziany. Na ulicy boi się o swoje życie, jadąc chodnikiem naraża się na mandat. Ścieżek rowerowych tu nie wspominam, bo ich ilość jest znikoma w stosunku do zapotrzebowania. Dlatego w końcu półtora roku temu zrobiłam prawo jazdy i przesiadłam się na cztery kółka. Długo się nie najeździłam, bo zmieniłam miejsce zamieszkania. Tutaj posiadanie samochodu mija się z celem, nie ma gdzie go zaparkować, poza tym wszędzie można z łatwością dotrzeć. Zatem znów przesiadłam się na rower :)A oto i mój rumak :)



Dzisiaj przemierzyłam pół miasta i była to moja pierwsza tak długa trasa na rowerze od jakiegoś czasu. Pedałowałam prawie dwie godziny w tą i z powrotem. A wszystko przez to, że musiałam odebrać przesyłkę z urzędu celnego! Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło. A zamówiłam sobie po prostu parę książek z Amazonu. Gdybym wiedziała, że będzie z tym tyle komplikacji zamówiłabym przesyłkę do Polski. Tam odebrałabym ją po prostu na zwykłej poczcie osiedlowej. Nie rozumiem po co było tyle zachodu. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zaliczyłam niezły trening, a to się na pewno przyda. W sumie taki trening powinnam sobie dawkować częściej. Hmmm, może znów złożę zamówienie na Amazon ;)

Sunday, September 13, 2009

Jesienny wieczór

Dzisiaj dzień zleciał mi na gotowaniu i pieczeniu, bo po południu miałam gości. Zrobiłam między innymi ciasto ze śliwkami i jabłkami według przepisu Alizee. Było bardzo smaczne, choć nie wyglądało tak pięknie jak na zdjęciu z bloga. Ewidentnie brakuje mi tu wałka i muszę się w niego zaopatrzyć . Placki formowane własnymi rękoma nie wychodzą tak pięknie, nie daje się ich tak łatwo rozgnieść.
Zdecydowanie czuje się już nadchodzącą jesień. W mieszkaniu robi się już trochę chłodniej. Dlatego zaopatrzyłam się w ciepłe kapcie.



Nadchodzi też czas picia ciepłej herbaty. Dlatego zawczasu zaopatrzyłam się w kubki, które są w stanie pomieścić wystarczającą ilość ciepłego płynu, by rozgrzać całe ciało. Do tej pory miałam tylko małe filiżanki. Na zakup kubków spożytkowałam kupon do sklepu Impressionen, którym jakiś czas temu mnie obdarzono. Właśnie przyszły. Wyglądają całkiem fajnie, ale niestety jakość pozostawia trochę do życzenia.



Chłody mi zatem niestraszne :)

Z wizytą na pchlim targu

Wczoraj zupełnie przypadkowo trafiłam na pchli targ. W końcu! Tak naprawdę był to pierwszy prawdziwy pchli targ, jaki miałam okazję odwiedzić. Mówię pierwszy prawdziwy, bo na pchli targ trafiłam wcześniej w Szwecji. Zachwalany był jako największy pchli targ w Skandynawii. Więc się oczywiście skusiłam i zaciągnęłam tam moją koleżankę podczas naszej wyprawy do Sztokholmu. Dzielnica, w której znajdował się pchli targ, nie zdawała się być zbyt przyjazna. Na samym targu więcej było tkanin tureckich i rękodzieła afrykańskiego niż prawdziwych staroci. Podsumowując mój pierwszy kontakt z pchlim targiem nie należał do najbardziej udanych. Ale na tym koniec dygresji.
Na wczorajszy pchli targ trafiłam dość późno, więc tak bardzo nie zdążyłam się nabuszować. Ale na pewno nadrobię to następnym razem. Nawet w tak krótkim czasie udało mi się dostać oczopląsu od spoglądania piękności tam zgromadzonych.



Wszystkiego było tam bez liku. Stoisko pokazane wyżej przykuło moją uwagę ze względu na niezwykłą lampę, którą na nim oferowano. Lampa skojarzyła mi się z rosiczką.



To, że byłam tam krótko nie oznacza, że niczego tam nie upolowałam. A oto i moje zdobycze filiżankowe :)





Nie do końca zgodzę się, że można tam nabyć przedmioty za grosze, ale na pewno można natrafić na ciekawe okazy. Trafiłam między innymi na zestaw przepięknych koronek, ale w końcu się na nie nie zdecydowałam. Nie miałam na dany moment pomysłu jak je wykorzystać, a że do najtańszych nie należały, stwierdziłam, że może następnym razem...
Wypatrzyłam też całą masę mebli, które chętnie bym przygarnęła. Niestety nie miałabym możliwości przytachać ich do domu i tylko to powstrzymywało mnie od dalszych zakupów.

Monday, September 7, 2009

Czas szybko leci...



Ten post wcale nie będzie o zegarze, choć zdjęcie mogłoby to sugerować. Tak się składa, że nawinęło mi się akurat jak pomyślałam o przemijającym czasie.
Ostatnio trochę jeżdżę, teraz praca zagnała mnie do Paryża. Ten tydzień spędzam z ludźmi, których poznałam rok temu i wiem, że niestety to nasze ostatnie spotkanie. I chcę naprawdę ten czas jak najlepiej wykorzystać, celebrować. Tylko szkoda, że tak szybko płynie... zwłaszcza teraz gdy się dobrze poznaliśmy i coraz lepiej funkcjonujemy jako grupa.



Cieszę się, że udało nam się spotkać przed oficjalną częścią, wspólnie powłóczyć się po ulicach Paryża. Wspólnie pośmiać. Chciałabym zatrzymać ten moment.

Friday, September 4, 2009

Nauk kilka

Dzisiaj chciałabym się podzielić tym, czego człowiek uczy się kupując i wyposażając mieszkanie.
Tak się złożyło, że do zakupu mieszkania przybrałam się w niezbyt ciekawym momencie mojego życia, kiedy nie liczyło się nic prócz pracy i kiedy życie prywatne właściwie nie istniało. Na szczęście mam ten okres już za sobą, ale jak się okazało mój ówczesny stan ducha nie za ciekawie wpłynął na wybór lokum. Jakoś bez zaangażowania podeszłam do sprawy, po prostu poszłam do jednego z deweloperów i wybrałam mieszkanie, które wydało mi się ok. Teraz sobie nie wyobrażam, że naprawdę tak postąpiłam! A oto jaka nauczka stąd wypływa:
Zasada nr 1
Zawsze pytać co wybudują obok! Tutaj prezentuje dowód rzeczowy:


Tak prezentował się widok zza szyby w momencie zakupu



... a tak w kilka miesięcy po. Nie mam najnowszego zdjęcia, ale budowla wzniesiona tuż pod moim oknem nie prezentuje się za ciekawie.
Dodam, że kiedyś wertowałam sobie Internet i natrafiłam na informację, że koło mojego bloku ma być zbudowana ruchliwa droga!!! Pozostaje mi liczyć na to, że za prędko jej nie zbudują, na co chyba mam dość duże szanse :) A do czasu kiedy powstanie pewnie zmienię miejsce zamieszkania. Tym razem zdecydowanie przyłożę się do jego poszukiwania!!!

Zasada nr 2
Tym razem nauka z trochę innej dziedziny niż zakup mieszkania, a mianowicie jego wyposażania. Nigdy więcej ciemnej podłogi!!!! Sprząta się ją masakrycznie, każdy najdrobniejszy pyłek widać na niej na kilometr. Nie wspominając już o tym że wspominany pyłek pojawia się, jak tylko skończy się sprzątać. Za chwilę można wręcz sprzątanie zaczynać od nowa.
Po drugie ciemna podłoga strasznie pomniejsza wnętrze. W parze z blokiem za oknem sprawiła, że w moim pokoju jest o połowę mniej światła i wydaje się być o połowę mniejszy.


Dla porównania załączam zdjęcie przed położeniem podłogi.
Podłoga w moim przyszłym mieszkaniu będzie dębowa :)I na pewno zdecyduję się na dechy, a nie panele z drewna. Choć tak naprawdę odkąd poznałam Szczecin marzy mi się kamienica. Ze starą podłogą do odnowienia...

Thursday, September 3, 2009

Hafty, prezenty


A oto jeden z moich haftów, po którym zostało mi już tylko to zdjęcie. Obrazki dawno już powędrował do mojej koleżanki, a dokładnie do jej maluszków.

Lubię Szczecin


Strasznie lubię Szczecin. Miasto poznałam dwa lata temu, gdy postanowiłam przenieść moja internetowa znajomość do realu. Nie wiedziałam, ze tego dnia zakocham się nie tylko w mężczyźnie, dla którego się tam znalazłam, ale również w samym mieście. To była prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia.
Za co kocham Szczecin - przede wszystkim za piękne kamienice które nadają miastu niepowtarzalny klimat. Lubie przechadzać się ulicami miasta odkrywając coraz to wspanialsze budowle. Ich piękno jest ukryte i czeka na to by zostało rozbudzone na nowo. Czasami trzeba się dobrze przypatrzeć, by dostrzec je przykryte pod warstwami nieregularnie odpadającego tynku, schowane za niekiedy mocno przybrudzona fasada.
O kamienicach Szczecina jeszcze tu pewnie napisze kiedyś.
A tak bardziej przyziemnie, w Szczecinie lubię robić tez zakupy. Zawsze wpadam do Home&You, którego niestety nie ma jeszcze w Poznaniu. W czasie ostatniej wizyty w Szczecinie nabyłam tam kilka rzeczy, w tym obrus i poduszki. Pewnie je tez wkrótce sfotografuje.
A tymczasem załączam fotkę którą zrobiłam o poranku w domu. Torba pochodzi tez ze szczecińskich zakupów :) Torba jest dla mnie wyjątkową, bo wybrana przez mojego mężczyznę :) A bynajmniej do zagorzałych zakupowiczow nie należny.

Wednesday, September 2, 2009

Niebieskości cd


Tak sobie właśnie pomyślałam, że wszystkie moje hafty wykonane przez ostatnie pół roku są niebieskie. Jakiś czas temu wypatrzyłam na Allegro czasopismo z samymi niebieskimi haftami i stwierdziłam, że absolutnie muszę je mieć. Na szczęście prócz mnie nie było chętnych do zakupu, co nieczęsto się zdarza, bo czasopisma z haftem krzyżykowym są towarem deficytowym i bardzo "popytnym". I tak się zaczęło haftowanie moich niebieskich wzorów. Haftowałam wszędzie gdzie się dało, a najchętniej w pociągu, budząc tym niestety powszechne zainteresowanie. A wydawałoby się, że krzyżyki to taka powszechna rzecz.
Większość z moich niebieskich haftów leży w szufladzie, nieoprawiona. Zawsze jak jestem w domu obiecuję sobie, że zajmę się nimi, oprawię. Przyjeżdżam jednak tak rzadko i tylko na weekend, że zazwyczaj nie starcza mi już czasu na szukanie odpowiednich ramek. Nie ułatwia mi poszukiwań fakt, że sklep z ramkami jest w soboty krótko otwarty. Nie chce mi się rano odpalać samochodu i gnać do centrum, gdy mogę podelektować się leniwym porankiem.
A oto jeden z moich niebieskich haftów.
Jak przeglądam wasze kreatywne blogi nachodzi mnie straszna ochota na wszelakie prace ręczne. Wyciągnęłam z szuflady serwetę z wzorem cebulowym zaczętą już jakiś czas temu. Prace utknęły w momencie gdy skończyła mi się jedna z mulin. Nawet chciałam ją dzisiaj kupić, ale odstraszyła mnie cena przesyłki zagranicznej w sklepie internetowym. 40 PLN! Ile za to mogłabym mulin kupić. Więc chyba poczekam na powrót do domu i wtedy uzupełnię zapasy. Przy okazji kupię sobie nowe kolory do haftowania nowych obrazków. Na razie przeglądam czasopisma i planuję co by tu wyhaftować. Jak tylko coś powstanie, na pewno pokażę na blogu.

Tuesday, September 1, 2009

Niebieskości moje kochane




O niebieskościach z pewnością nieraz jeszcze usłyszycie na tym blogu. Zakochałam się w nich na dobre odkąd poznałam porcelanę z wzorem cebulowym. Jeszcze rok temu nie miałam o niej pojęcia, a teraz panoszy się wszędzie w moim mieszkaniu. I nie mam dość, wciąż skupuję nową. Właśnie niedawno wylicytowałam półmisek, filiżanki i wazon. Właśnie dziś dotarła do mnie przesyłka, którą odebrała moja mama. Niestety, żeby obejrzeć te cudowności muszę jeszcze cały miesiąc poczekać.
Tymczasem pokazuję moje wcześniejsze nabytki.

Mały kącik do pracy



A oto mały kącik gdzie spędzam niesamowicie dużo czasu :) Od Internetu jestem uzależniona, muszę przyznać. Poza tym, że szperam po różnych stronach, blogach itp., poprzez Internet kontaktuję się z przyjaciółmi i najbliższymi, gdy przebywam na emigracji. Nawet mężczyznę sobie wyklikałam :) Więc nic dziwnego, że bez Internetu nie mogę żyć :)
Aha, przez Internet robię też zakupy. Szczerze mówiąc rzadko zdarza mi się teraz zawitać w nie wirtualnym sklepie. Jakbym mogła nawet żywność mogłabym tam kupować.

Zdobyczy ze Szwecji cdn...




Odkąd przeglądam blogi zauważyłam, że na łamach wielu z nich wspominane jest skandynawskie czasopismo Vakre. Choć "wspominane" to trochę za skromnie powiedziane. Pismo otoczone jest prawdziwą legendą, niemal czczone przez niektóre blogowiczki ;)Więc oczywiście wybierając się do Szwecji zaplanowałam,że to cudo nabędę. Na szczęście moje towarzyszki podróży znały moje zboczenie na punkcie magazynów wnętrzarskich, toteż nie zdziwiły się, że jedną z pierwszych rzeczy którą chciałam zrobić w Sztokholmie było odwiedzenie kiosku :) Potulnie dały się tam zaciągnąć. A oto i moja zdobycz :)
Bynajmniej na jednym piśmie się nie skończyło. Finalnie wróciłam do domu z całym plikiem szwedzkich magazynów i regularnie je wertuję :) Wykorzystywałam każdą nadarzającą się okazję, by przejrzeć ofertę magazynów wnętrzarskich, która trzeba przyznać jest tam bardzo bogata. Siła uzależnienia ;)
Po powrocie do domu oczywiście chciałam rozszyfrować nazwę magazynu. Nazwa Vakre brzmi dość tajemniczo, przynajmniej ja ją tak odbieram. Dlatego rozczarowałam się nieco, gdy okazało się, że po norwesku oznacza to "piękny". Pełna nazwa brzmi "Vakre Hjem og interior" czyli Piękny dom i wnętrze.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...