Dzisiaj będzie post bez zdjęć. Nie zobaczycie widoku spakowanych kartonów (jeszcze nie!), ani wam nie powiem, że już się za to zabrałam. Od jakiegoś czasu dbam o to, by do pakowania i przenoszenia na nowe miejsce było zdecydowanie mniej i o tym będzie dziesiejszy post. Temat przewija się u mnie na blogu sukcesywnie, a dzisiaj chciałabym podzielić się najnowszymi spostrzeżeniami i doświadczeniami dotyczącymi minimalizowania stanu mojego posiadania.
Od sierpnia pozbyłam się niezliczonych przedmiotów, część z nich udało mi się sprzedać, a było ich ponad 200, o czym skrupulatnie informuje mnie pewien portal aukcyjny, na którym je wystawiam. Wsród tej dwusetki przedmiotów znalazły się bardzo różne rzeczy, głównie magazyny, książki i płyty, które latami i tonami gromadziłam.
Dzisiaj chciałam skupić się na pozbywaniu się nadmiaru poprzez jego sprzedanie. Taka forma redukcji spotyka się często ze sceptycyzmem, zwłaszcza w odniesieniu do mało wartościowych rzeczy. A oto najczęściej spotykane "sceptycyzmy" i moje doświadczenia z nimi związane.
"Przecież to się nie opłaca"
Skoro mam coś fotografować, wystawiać, pakować i nosić na pocztę czy do paczkomatu, to moja praca nie jest warta zachodu dla tych kilku złotych - z tego założenia wychodzi wiele osób. Czy nie lepiej tego po prostu wyrzucić?! Jeśli patrzy się na to przez pryzmat "opłacania się" pieniężnego to pewnie sceptycy mają rację. Jak to zatem jest, że mnie się opłaca? Wszystko zależy od nastawienia. Wychodzę z założenia, że skoro te różne przedmioty trafiły już w moje ręce, to moim obowiązkiem jest znaleźć im nowego właściciela niż po prostu powiększyć i tak już wielką górę śmieci. Pozbywanie się poprzez sprzedawanie nie ma dla mnie wymiaru tylko i wyłącznie pieniężnego.
A co do opłacalności - nie bez powodu powstało przysłowie "ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka". Jakiś czas temu wygrzebałam z szafy zapomniane pudełko wypełnione po brzegi filmami i płytami z gazet. Wiele z tych filmów obejrzałam, ale niekoniecznie chciałam do nich wracać, innych nie chciałam oglądać w ogóle. Jednym słowem odkryłam w szafie niezły balast. Filmy trafiły wkrótce na znany portal aukcyjny i ku memu zdumieniu zaczęły w szybkim tempie znikać. Okazało się, że zapomniane pudełko jest warte już ponad 100 złotych (czy to wiele - kwestia indywidualna), a jeszcze nie zostało do końca opróżnione. To tak jakbym trzymała gotówkę w skarpecie. A u was - jak wiele jest w szafach i szafeczkach takich zachomikowanych "skarpet"?
"Ale kto to kupi?"
Czasami patrząc na jakiś przedmiot stwierdzamy, że jest niepotrzebny i błędnie zakładamy, że skoro dla nas przestał być przydatny, to i ktoś inny nie uzna go za użyteczny. W tym momencie projektujemy na innych swoje poglądy, a tak naprawdę druga osoba może mieć zgoła odmienne od nas zdanie. Wielokrotnie się o tym przekonywałam z powątpiewaniem wystawiając na aukcje rzeczy, które mnie wydawały się niesprzedawlne i niejednokrotnie będąc zaskakiwana ich szybkim zbyciem. Po jakimś czasie przestałam "zakładać" i zaczęłam wystawiać więcej z pożytkiem dla mojego miejsca na półce.
Nie będę ukrywać, że taka forma redukcji wymaga sporej dozy cierpliwości. Zdarzało mi się wystawiać jakiś przedmiot pół roku, a nawet więcej i dopiero po takim czasie znajdował się dla niego nowy właściciel. Najważniejsze jednak, że się finalnie znajdował.
W moim przypadku proces redukcji trwa już od lutego. Impulsem do jego rozpoczęcia był nagły brak miejsca w domu po powrocie z emigracji ze zgromadzonymi tak klamotami, a także mająca nastąpić za jakiś czas przeprowadzka. Z perspektywy czasu mogę wam redukcję z czystym sercem polecieć, bo niesie ze sobą całą gamę korzyści:
- Najbardziej oczywista - więcej miejsca w domu
- Więcej energii - tak, tak, nadmiar niepotrzebnych rzeczy potrafi skutecznie ją odbierać i nas do pewnego stopnia obezwładniać
- Więcej radości - mając kontakt z osobami kupującymi niejeden raz przekonałam się, że to, co u mnie leżało odłogiem, zostanie przez inną osobę chętnie wykorzystane. Zapewniam was, że to bardzo przyjemne uczucie.
- Więcej przestrzeni na kreatywność - nie bez powodu domy artystów są często minimalistyczne, wręcz puste. Ja może wielkich dzieł nie tworzę, ale czuję, że w miarę oczyszczania się przestrzeni wokół, coraz bardziej włącza mi się wyobraźnia
- Więcej pieniędzy - pomyślałam, że i o tym wspomnę - w dłuższej perspektywie "wyprzedaży" domowych przydasiów ten wymiar też się pojawia, o ile oczywiście zgromadzonych środków nie wydamy od razu na kolejne przedmioty.
Sama również chętnie korzystam z zakupów "second hand", zwłaszcza na znanym portalu aukcyjnym i innym portalu ogłoszeniowym. Wczoraj wybrałam się właśnie na wirtualne zakupy z drugiej ręki i udało mi się w końcu wypatrzeć dwie szafki pod umywalkę, które wymiarami idealnie pasują do naszych łazienek. Do tego obie oferowane są przez jednego sprzedającego! Prawda, jaki sprzyjający zbieg okoliczności?! Szafek szukałam już długo i byłam bliska poddania się, z niechęcią zaczęłam rozważać opcję zakupu gotowych lub zamówienia pod wymiar. Mówię, że myślałam o tym z niechęcią, bo od jakiegoś czasu stare, odzyskane ma dla mnie dużo większą wartość niż nowiutki model z produkcji seryjnej.
Obie szafki są w opłakanym stanie, jak dotrą to pewnie wam je zaprezentuję. Mam jednak nadzieję, że po odnowieniu odzyskają swoją urodę i znów będą cieszyć oko.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam moimi wywodami i obiecuję, że kolejny post będzie już "obrazkowy".
Pozdrawiam ciepło!
Marta
P.S. Być może zauważyliście, że nie wymieniam nazwy "portalu aukcyjnego", bo choć z niego korzystam, to go nie lubię. Za wysokie opłaty, jakie będąc praktycznie monopolistą na rynku nakłada. Na potrzeby tego postu musiałam o nim kilkakrotnie wspomnieć, może nawet kogoś zachęciłam do skorzystania z jego usług. Dla równowagi postanowiłam tu jednak wspomnieć o moim braku sympatii do tego aukcyjnego zdziercy.
Zdecydowanie zgadzam się z Twoim podejściem! Ja na pewno nie jestem typem chomika. Kiedyś dużo rzeczy kupowałam, teraz tylko to czego na prawdę potrzebuję. Zaczęłam wystawiać rzeczy do sprzedania od razu jak tylko stwierdzę, że tego nie potrzebuję :)
ReplyDeleteSuper, że nie miałaś nigdy problemu z chomikowaniem, ja musze się tego cały czas oduczać. I wprowadzać nowe nawyki np. niekupowania na zapas. U mnie też wystawianie na sprzedaż pozostanie nawykiem na całe życie. Pewne rzeczy są nam potrzebne tylko przez jakiś czas, a potem mogą być podane dalej.
DeleteTeż mam masę rzeczy,które chętnie bym upłynniła, ale ile to trzeba zachodu!! Najprostsza byłaby wyprzedaż tzw. garażowa, ale u nas niepopularna, a i podejrzewam,że zaraz wiele miałby do powiedzenia urząd skarbowy czyhający na tych "drobnych bogaczy;xD
ReplyDeleteO wyprzedażach garażowych w Polsce rzeczywiście nie słyszałam. Co do "zachodu" - jak zaczniesz, to ani się obejrzysz, a wejdzie ci to w nawyk. Tak stało się w moim przypadku. Minęły 2 dni, a mój stan posiadania zmniejszył się o kolejne 4 przedmioty :) Zachęcam do spróbowania!
DeleteTo jest moj plan na sobote - przeglad szafy i sprzedaz rzeczy, w ktorych juz nie chodze. Ciekawa jestem, jak wysoki bedzie stos ;)
ReplyDelete