Thursday, April 9, 2015

Moja droga do "LESS IS MORE"

Dzisiaj mało, że post będzie bez zdjęć, to jeszcze nie na temat. Dlaczego nie na temat? Bo post bardzo luźno będzie zahaczał o tematykę wnętrzarską, którą głównie na blogu podejmuję.

Nie wiem czy kiedyś o tym pisałam, ale w moim domu nie ma telewizora, już niemal dwie dekady. Będąc u rodziców na święta miałam okazję trochę powgapiać się w tą gadającą skrzynkę. W telewizji puszczana była właśnie reklama znanego szwedzkiego sklepu, gdzie bawi się dwoje dzieci i podczas zabawy rozmawia na temat życia na kartonach. Podsłuchują ich rodzice, kupują w szwedzkim sklepie szafę, która pomieści całą zawartość kartonów i jak to w reklamach zazwyczaj bywa, cała rodzina jest szczęśliwa. Reklama pewnie opowiada historię wielu z nas. Czy wam też zdarzyło się żyć "na kartonach"? Ja niestety muszę przyznać się do tego niecnego procederu. 

Chcesz poznać moją historię?


Skąd kartony wzięły się w moim życiu i jak to się stało, że pozostały na tak długo?

7 lat temu przeprowadziłam się do obecnego mieszkania z całym dorobkiem, który gromadziłam jeszcze od czasów studiów. Przed przeprowadzką dokonałam tylko wstępnej selekcji, toteż do nowego domostwa wniosłam całkiem pokaźną stertę kartonów.  Ponieważ na początku nie dysponowałam wystarczająco dużą szafą, kartony zostały złożone w małym pokoju, który od tego momentu stał się naszym "składzikiem". Wkrótce po przeprowadzce na 6 lat wyjechałam z Polski i w czasie licznych wprawdzie powrotów do domu, nie miałam głowy do tego, by zająć się przejrzeniem zawartości kartonów. Z pierwszego wyjazdu, który trwał 3 lata, wróciłam z całkiem pokaźnym dobytkiem, który również trafił do składzika. Do Szwecji pojechałam już tylko z jedną walizką. Kiedy wracałam po trzech latach musiałam już wynająć firmę przeprowadzkową...

4 miesiące temu wróciłam do Polski. Składzik pękał już w szwach, a ja jeszcze trochę dobytku zdążyłam dołożyć. Czułam się tym wszystkim przytłoczona i składzik omijałam szerokim łukiem, ale w końcu trzeba było coś z tym zrobić. Dwa miesiące zbierałam się do czynu, aż w końcu urządziłam wielką sesję zdjęciową przedmiotów, które uznałam za już mi niepotrzebne i wystawiłam je na Allegro. Wystawione rzeczy znajdowały powoli swoich nowych właścicieli , a ja z każdym ubywającym w domu przedmiotem czułam wręcz fizyczną ulgę. Czego nauczyły mnie te ostatnie dwa miesiące?

1. Pozbywając się rzeczy można wbrew pozorom poczuć się bardziej szczęśliwym.

2. Coś, co dla mnie nie ma już znaczenia, może przydać się komuś innemu.

3. Mogę oddać nadmiar rzeczy, ale zamiast na siłę szukać osoby do obdarownia, mogę je równie dobrze sprzedać, by trafiły do ludzi, którzy najbardziej ucieszą się stając się ich nowymi właścicielami. 

4. Nie trzeba rezygnować ze sprzedaży nawet mało wartościowych rzeczy, bo jak to się mówi, ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka. Z małych kwot finalnie może zebrać się całkiem spora suma, która na pewno przyda się przy urządzaniu kolejnego mieszkania, przynajmniej w moim wypadku.

5. Trzeba cierpliwości. Nie wszystkie rzeczy, których chcemy się pozbyć, znajdą nowych nabywców od razu. Nie należy się więc zniechęcać, jeśli po pierwszym tygodniu po wystawieniu ogłoszenia nasz stan posiadania się nie zmniejszy. Finalnie większość przedmiotów znajdzie nowego właściciela, potrzeba tylko na to trochę czasu. Wierzcie mi, udawało mi się sprzedać rzeczy, o których myślałam, że są niesprzedawalne, a finalnie ktoś wyraził chęć ich przygarnięcia. 

Do pozbywania się rzeczy motywuje mnie mająca już wkrótce nastąpić przeprowadzka. Pomimo że przeprowadzimy się na 3 razy większą powierzchnię niż obecnie, nie oznacza to, że będziemy tam mieć miejsce na 3 razy więcej rzeczy. W nowym mieszkaniu mam nadzieję mieć mniej niż tu, gdzie obecnie mieszkamy. 

Czy to oznacza, że stałam się minimalistką? Nie! Ale chcę otaczać się tylko tym, co ma dla mnie jakieś znaczenie i  funkcję, również emocjonalną. Rzeczy, zwłaszcza te niepotrzebne nam i nieużywane, niczym niektórzy ludzie, mogą stać się wampirami emocjonalnymi i pochłaniać naszą energię.  

Chcę po prostu żyć prościej. Od 4 miesięcy nie kupiłam prawie nic poza kilkoma magazynami wnętrzarskimi, kiedy nie udało mi się oprzeć słabości. Nie czuję się przez to uboższa, wręcz przeciwnie, życie zaczyna nabierać jeszcze piękniejszych kolorów. Nie bez przyczyny mówi się, że od nadmiaru głowa boli. Oczywiście nie wliczam tu wydatków na jedzenie, rachunki czy na wykończenie mieszkania, bo te ponosimy tak jak działo się to wcześniej. 

Tak się zapaliłam do redukowania, że tym swoim entuzjazmem zaraziłam też mamę. Ta dopiero ma pole do popisu! Pod młotek "aukcyjny" poszło mnóstwo gromadzonych latami skarbów, zwłaszcza gdy kupowało się cokolwiek, bo w sklepach nie za wiele było i wszystko mogło się przydać, jak nie na własny użytek, to na wymianę. 

A jak wy rozumiecie minimalizm? Czy czujecie potrzebę upraszczania? Czy udało wam się rozprawić z nadmiarem niepotrzebnych już rzeczy?

Polecam wam lekturę dwóch blogów nawiązujących do tematyki redukowania: DROGA DO MINIMALIZMU oraz bloga Wioletty, która przede wszystkim pisze o upiększaniu wnętrz, ale od niedawna dzieli się wynikami swego eksperymentu od tytułem 30 dni bez pieniędzy.

Upraszczanie to proces, więc nie myślcie, że u mnie sprawa jest załatwiona raz na zawsze. Pozbywać się nadmiaru będę jeszcze jakiś czas, ale myślę, że będzie warto!

Pozdrawiam Was serdecznie
Marta


15 comments:

  1. Oj, ja też jestem w tym procesie :) w sobotę zabieram się za kredens, który mam ochotę zamienić na półki. Coś mi jednak mówi, ze jak się za niego zabiorę, to już półki nie będą potrzebne :) Niektórzy powiedzą, że to przez ten ogólny trend do upraszczania, ale ja, z trendem czy bez, jestem całkowicie na TAK!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rzeczywiście, minimalizm i dążenie do upraszczania stały się ostatnio tematem bardzo nośnym, ale tak naprawdę niezupełnie nowym. Tylko się cieszyć, że nabrało to rozgłosu bo więcej osób doświadczy radości z "odgruzowywania" pod wieloma postaciami.
      Jestem ciekawa co wyjdzie z Twoich czarów-marów kredensowych. Mam nadzieję, że efekt opublikujesz na blogu.

      Delete
  2. Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam o akcji "30 dni bez pieniędzy". Do tego stopnia mnie to zaintrygowało, że zaczęłam się zastanawiać jak mogłabym tą akcję "przerobić" na swój własny użytek.
    Bardzo chciałabym nauczyć się ograniczyć swoje zachcianki, zakupy pod wpływem chwili, czy zupełnie bezmyślne i niekontrolowane pakowanie do koszyka drobiazgów.
    Dałaś mi, razem z autorkami 2 blogów, trochę do myślenia!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Magda

    ReplyDelete
    Replies
    1. Magda, Wioletta pisze rzeczywiście bardzo przekonywająco. Treści na obu blogach są bardzo ciekawe, więc podaję dalej, a Tobie życzę powodzenia w przemyślanych zakupach!

      Delete
  3. Dziękuję za wspomnienie mojego bloga :) Redukcja posiadania daje dużo radości i pozwala oddychać. Będę trzymać kciuki za Twoje odgruzowywanie.

    Jako że przymierzamy się do budowy domu, to znajduję u Ciebie sporo inspiracji. Muszę tu częściej zaglądać.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kasiu, polecam z przyjemnością, bo jest o czym czytać. Tak jak wspominałaś na blogu, odruzowywanie to proces, ja jestem dopiero na jego początku, ale zamierzam kontynuować, bo widzę ile radości to uwalnia.
      Powodzenia w tworzeniu nowego domostwa i zapraszam po inspiracje. Wprawdzie bywam monotematyczna i preferuję określony styl, który nie wszystkich może zadowolić, ale mam nadzieję, że garść inspiracji zawsze się znajdzie.

      Delete
  4. Życie na kartonach - skąd ja to znam! Kartony to moje przekleństwo bo w ciągu ostatnich 7 lat bodajże, przeprowadzałam (a później przeprowadzaliśmy) się 4,5 raz (to 0,5 to z parteru na 2 piętro w jednej kamienicy). I za każdym razem część kartonów nie była nawet otwierana. Teraz dwa ogromne regały w piwnicy są zastawione, a jeszcze część rzeczy zalega w domu rodzinnym... Jednak jak tylko zrobi się ciepło, to zabieram się za ten cały majdan ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aniu, to miałaś niezły maraton przeprowadzkowy przez ten czas. Rozumiem, że na razie z przeprowadzkami spokój. Życzę ci zatem wyśmienitej pogody i zapału do odgruzowywania. Moja piwnica również czeka i dopomina się o chwilę uwagi, choć część skarbów udało mi się już stamtąd wynieść.

      Delete
    2. Z przeprowadzkami już koniec na szczęście. No chyba, że w lotto wygram kiedyś ;) Odgruzowywanie rozpoczęłam troszkę wczoraj - systematycznie, czyli karton po kartonie, worek po worku, jeden "obiekt" na raz. Jeszcze kilka lat ;) i wygrzebię się!

      Delete
  5. U mnie też udręka z tym kartonami, ale tez mam takie postanowienie noworoczne, że gdy będzie już ładna pogoda zabieram się za generalne porządki.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Milena, w Poznaniu słońce świeci na maksa, pogoda już mocno letnia. Mam nadzieję, że u ciebie też i że kartony poszły w ruch!

      Delete
  6. Kochana możemy sobie podać ręce, bo jestem właśnie na tym samym etapie, u siebie kilka dni temu też o tym pisałam. Pozbycie się niepotrzebnych rzeczy prowadzi do osiągnięcia wewnętrznej harmonii, spokoju, jasności umysłu i pogody ducha. Poprawia jakość naszego życia, przynosi mi uczucie lekkości i wolności wreszcie.....Pozdrawiam cieplutko.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Podpisuję się pod tym obiema rękoma! Życzę powodzenia w oczyszczaniu życia z niepotrzebnego!

      Delete
  7. Minimalizm staje się obecnie bardzo modny i widzę dotarł nawet na blogi wnętrzarskie. Mnie osobiście to cieszy. Dobrze, że ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę z realnych potrzeb i potrafią powiedzieć 'nie' wszechobecnemu konsumpcjonizmowi. Tym jest dla mnie minimalizm.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Również cieszę się, że dążenie do minimalizmu staje się bliższe coraz większej grupie osób. Myślę, że właśnie na blogach wnętrzarskich ma jak najbardziej swoje miejsce. Nie chodzi o to, by teraz popaść w skrajność i nie kupować nic, lecz tak jak piszesz, zdać sobie sprawę ze swoich realnych potrzeb i wedle nich kupować, z głową.

      Delete

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...