Dzisiaj czeka was post bez zdjęć, za to z dużą ilością tekstu. A tak, zebrało mi się na pisanie!
Dom, w którym nie powstają śmieci - brzmi niemożliwie? A jednak okazuje się, że są ludzie, którzy udowadniają, że da się żyć nie produkując śmieci. Taki właśnie dom prowadzi Bea Johnsson, autorka bloga Zero Waste Home. O tym, jak się jej to udaje można poczytać w szczegółach na blogu, gdzie autorka dzieli się bardzo praktycznymi poradami jak uniknąć produkcji śmieci kierując się zasadą 5R (refuse, reduce, reuse, recycle, rot czyli w moim wolnym tłumaczeniu "odmów, zredukuj, wykorzystaj ponownie, przetwórz, kompostuj"). Zachęcam do przeczytania bloga, bo jest naprawdę fasynujący i lekko się go czyta. Nawet jeśli ktoś nie zamierza tak rygorystycznie jak autorka podejść do tematu nie-produkcji śmieci, to może zawsze zainspirować się i przejąć choć niektóre z pożytecznych zwyczajów blogerki i jej rodziny.
Bynajmniej nie chcę dzielić się dziś radami, w jaki sposób można prowadzić dom bez śmieci, bo są od tego osoby zdecydowanie bardziej kompetentne ode mnie. Tak naprawdę chciałabym nawiązać do tematu, który już wcześniej przewijał się u mnie na blogu czyli redukowania i pozbywania się rzeczy, zwłaszcza w kontekście przeprowadzki.
Jak wiecie, za jakiś czas czeka mnie przeprowadzka (za jaki, jeszcze nie wiem, bo terminy się przesuwają...) i z myślą o niej zaczęłam już od początku roku pozbywać się przedmiotów, które przestały mi być potrzebne. Pewnie gdyby nie przeprowadzka, mimo wszystko podjęłabym się zadania redukcji, choć może wtedy motywacja byłaby zdecydowanie mniejsza. Skąd zatem wzięła się u mnie ta potrzeba, zwłaszcza skoro od zawsze byłam raczej typem chomika? Wszystko zaczęło się od .... przeprowadzki, a w ostatnich latach przeprowadzałam się kilkakrotnie.
Po przeprowadzce do pierwszego własnego mieszkania większość moich rzeczy i bibelotów na długi czas pozostała w kartonach, zwłaszcza że nie spieszyłam się z nabyciem mebli do przechowywania. Kilka miesięcy po przeprowadzce zdecydowałam się na wyjazd do Niemiec, gdzie zabrałam ze sobą tylko jedną walizkę. Sporą wprawdzie, ale tylko jedną. Przyznam, że pomimo tak skromnego stanu posiadania, nie czułam, że czegoś mi brakuje (dodam, że mieszkanie, które wynajmowałam było już umeblowane, choć nie przesadnie, raczej minimalnie). Po trzech latach z Niemiec wracałam już jednak z pełnym bagażnikiem i tylnimi siedzeniami zapakowanymi na maksa, bo zdążyłam w tym czasie obrosnąć w kolejne przedmioty. Wkrótce powiększyły one mój wcześniej zgromadzony stos kartonów, a ja znów z jedną walizką wyfrunęłam do Szwecji. Sytuacja powtórzyła się po trzech latach, wracając do Polski zabrałam ze sobą już 10 kartonów wypełnionych dobytkiem. Wyobrażacie sobie zatem z jakim natłokiem przedmiotów musiałam zmierzyć się po powrocie do Polski?! Ten nadmiar zaczał mnie w pewnym momencie bardzo uwierać, przytłaczać, wręcz ograniczać.
Redukuję już od kilku miesięcy, całkiem z sukcesem, a rzeczy jakby zdaje się nie ubywać. Muszę uzbroić się jednak w cierpliwość, skoro gromadziłam przedmioty latami, pozbywanie się ich też będzie procesem trwającym pewien czas. Grunt to się nie zniechęcać! Pozbywając się kolejnej rzeczy z domu czuję ulgę pomieszaną z radością, że komuś innemu dana rzecz autentycznie się przyda.
Kogoś mogłoby dziwić, po co zadawać sobie tyle trudu, by próbować sprzedać coś za 10 PLN. Lepiej by to wyrzucić lub komuś oddać za darmo. Dla mnie ta niedogodność związana z wystawianiem czegoś na sprzedaż jest potrzebna, stanowi pewną przestrogę przed nadmiernym nabywaniem w przyszłości. Teraz, zanim coś kupię, dwa razy zastanowię się czy naprawdę tego potrzebuję i czy będę z tego korzystać.
Odkąd wróciłam do kraju mój stan posiadania zbytnio się nie powiększył. Oczywiście kupujemy rzeczy do remontu i wykończenia mieszkania, ale te uznajemy za wysoce potrzebne. Drastycznie ograniczyłam jednak nabywanie wszelkiej maści bibelotów, kurzołapów, magazynów, a także książek. Przyznam, że raczej szerokim łukiem omijam galerie handlowe i wielkopowierzchniowe sklepy. I jest mi z tym naprawdę dobrze, nie czuję jakby mi coś brakowało, a wręcz przeciwnie!
Kto by się spodziewał, że zwykła przeprowadzka może dać tak ogromy impuls do zmian. Wspomniana wcześniej autorka bloga Zero Waste Home przyznaje, że w jej przypadku to właśnie od przeprowadzki wszystko się zaczęło. Konieczność mieszkania w tymczasowym małym lokum i oddania około 80% rzeczy do przechowalni w jej przypadku zrodziło refleksję, że życie z "mniej" może być bardziej satysfakcjonujące...
W nowym lokum nie będziemy spieszyć się z nabywaniem mebli i innych przedmiotów codziennego użytku. Nie mam nic przeciwko temu, by wprowadzić się do mieszkania o "gołych ścianach".
A wy na jakim jesteście etapie? Chomikujecie? Frustrujecie się nadmiarem? Czy może już zaczęliście redukować?
Pozdrawiam refleksyjnie!
Marta
Mam za sobą wiele przeprowadzek i takie samo zdanie. Kiedyś po dwóch latach zabrałam swoje kartony z piwnicy znajomych. Były to rzeczy, o których kompletnie zapomniałam, ale zapakowane były pieczołowicie, bo wtedy wydawały mi się niezbędne. Wyjmując je z kartonów czułam wielką ekscytację i niedowierzanie - że mogłam bez nich żyć w ogóle nie odczuwając ich braku. Pozbyłam się tych rzeczy w 90 proc.Magda
ReplyDeleteGratuluję zatem skutecznego odgruzowania :) Moje kartony nadal tkwią w piwnicy, nieotwierane od kilku lat. Podejrzewam również, że większość ich zawartości nie jest mi potrzebna, ale sama również nie pamiętam już, co się w tych pudłach kryje. Pewnie wkrótce się dowiem, bo przyjdzie czas również na piwnicę :)
DeleteJa w ostatnim czasie bez mrugniecia okiem sprzedaje na portalach aukcyjnych. W kwestii wnetrzarsko-dekoracyjnej lubie rzeczy retro, z drugiej reki, szukanie okazji. Zdarza mi sie kupic cos za marne pieniadze, a po jakims czasie jesli sie znudzi sprzedaje zarabiajac nawet 30€ ;)))
ReplyDeleteCiuchy wystawiam glownie markowe, te tansze wrzucam do kontenerow Czerwonego Krzyza.
Nie lubie chomikowac ;)))
Prawda, że portale aukcyjne są wspaniałym wynalazkiem!
DeleteA ty widać masz dobrą rękę do zakupów aukcyjnych i ich dalszego zbywania!
Ja jestem na etapie gorączkowego rozglądania się za rzeczami w domu, mogącymi przydać się do recyklingu. Wazoniki do upiększenia metodą decoupage, butelki z obciętym dnem jako żyrandol, itd. Niestety chyba przegrywam tę walkę ze śmieciami :-)
ReplyDeleteAle jakimi śmieciami. Skoro dajesz im drugie życie, stają się na nowo przydatne. Najgorzej, jak coś leży bezużyteczne. U ciebie słyszę nie ma na to szans :)
DeleteJa nie mam problemu z nadmiarem rzeczy w domu. Uczę się szyć i stare ubrania przerabiam na coś nowego. Bibelotów i innych kurzołapów nie lubię. Jedyne ozdoby jakie uznaję w domu to kwiaty i małe drzewka :) W odgruzowaniu pomagają również remonty.
ReplyDeletePraktyczne i godne pochwały podejście. Ja jestem zakochana w stylu skandynawskim w wersji minimalistycznej. Ma być prosto, funkcjonalnie i estetycznie :) Jestem zdania, że lepiej dwa razy przemyśleć zakup niż potem zastanawiać się „gdzie ja położę ten trzydziesty ósmy wazon?”. Polscy nabyli skłonność do chomikowania tuż po okresie PRL-u, kiedy obawiano się, że za jakiś czas znów wrócą puste półki. Kupowano za dużo, a nuż kiedyś się przyda… Teraz puste półki nam nie grożą, prędzej puste portfele, ale i to nie przeszkadza nam w nabywaniu tony bibelotów. Postawa recyklingu starych rzeczy powinna być promowana! Pozdrawiam :)
ReplyDeleteZdecydowanie nadmiar tworzy się nie w domu, ale w pierwszej kolejności w sklepie, gdzie podejmujemy decyzje zakupowe. Sama również zaczynam praktykować metodę sklepowej wątpliwości - pytam siebie, czy naprawdę tego potrzebuję. I zazwyczaj odpowiedź jest na nie!
DeleteJa lubię przeprowadzki. Jest to męczące ale rzeczywiście pomaga się ogarnąć :D
ReplyDeleteJa nie nawidzę przeprowadzek. Zawsze coś po drodze zgubię. Coś co jest mi bardzo przydatne, a noszenie tych wszystkich rzeczy, bo szkoda pieniędzy na firmę do przeprowadzek... masakra!
ReplyDeleteja wciąż mam problem z pozbywaniem się.. ubrań :( o zgrozo, mój koszmar :(
ReplyDeleteJa też się dopiero tego uczę. Ale wierzę, że dojdę do mistrzostwa w tej dziedzinie!
DeletePróbuję te zasady wpoić mojej żonie...ale jest ciężko ;)
ReplyDeleteNa pocieszenie powiem ci tylko, że mnie udzieliło się od męża :) Życzę zatem powodzenia w dawaniu dobrego przykładu! ;)
DeleteRaz na jakiś czas trzeba przewertować przysłowiowy strych i wyrzucić stare, nieużywane rzeczy, bo w innym przypadku będziemy zbierać, zbierać, aż w końcu zrobi się graciarnia.
ReplyDeleteA najlepiej graty sprzedać, bo dla nas graty mogą dla innych okazać się skarbami :)
DeleteJakiś czas temu musiałam wyprowadzić się z mieszkania, wydawało mi się, że mam mało rzeczy. Okazało się, że załadowałam cztery auta typu kombi żeby się przewieźć. Teraz kiedy kupiłam dom i znowu czeka mnie przeprowadzka wyrzucam wszystkie niepotrzebne rzeczy. Ani jednej durnostojki i ciucha, w którym nie chodzę do nowego domu nie wprowadzę
ReplyDeletePopieram! Ja również mam nadzieję, że do czasu przeprowadzki mój stan posiadania się zmniejszy, a to, czego nie potrzebuję powędruje do nowych właścicieli!
DeleteTrzymam kciuki za Was i za remont :)
ReplyDeleteJedziemy na jednym wózki i bardzo dobrze rozumiem przez co przechodzicie. Podoba mi się Wasz plac boju- na pewno przerodzi się w wspaniałe miejsce- chociaż za pewne i tak już je kochacie. Te same emocje co na naszym Placu Boju ;)
Dzięki bardzo!
DeleteWidzę, że u was również się dzieje i że też jesteście właśnie na etapie odnawiania drzwi. Fajnie, że zostawiłaś komentarz, bo dzięki temu ja odkryłam przeciekawe miejsce w sieci stworzone przez Ciebie! Będę kibicować wiernie!
Ja również całkiem niedawno się przeprowadzałam z mieszkania do domu, który był budowany przez około 2 lata. Jeśli ktoś będzie się budował to polecam od razu lekturę https://poprostuenergia.pl/jaki-jest-koszt-podlaczenia-gazu-do-domu/ abyśmy mniej więcej wiedzieli jaki jest koszt podłączenia gazu do domu.
ReplyDeleteJa bardzo często zmuszona jestem do redukcji zabawek od moich dzieci :D niestety dostają ich zbyt dużo, większością się nawet nie bawią. Za to zabawki znajdują nowe życie w rękach innych dzieci :)
ReplyDelete